Jak policzył Puls Biznesu, od roku 2009 powinno nazbierać się aż 16 mld zł. Kwota taka miałaby się wziąć w sumie z pieniędzy pozostałych po rozstrzygniętych przetargach. W wielu przetargach, jak informowała na bieżąco GDDKiA, kosztorysy oferentów były nawet o 30-50% niższe, niż przewidziane kosztorysy inwestorskie.

Dziennik PB powołując się na źródło w GDDKiA podaje, że pozostałymi po przetargach pieniędzmi dysponuje resort finansów. Ten jednak nie przyznaje się do tego. Rzeczniczka tego ministerstwa udzieliła zaś takich wyjaśnień, z których faktycznie nie wynika, jak zostały zagospodarowane „zaginione pieniądze”.

Zapytany o wyjaśnienie sprawy Janusz Piechociński, wiceszef Sejmowej Komisji Infrastruktury, powiedział "W latach 2009 i 2010 wydatki na drogi miały sięgać po około 30 mld zł, a faktycznie nie przekraczały rocznie 20 mld zł. Mogłoby się wydawać, że tzw. oszczędności z przetargów drogowych powinny być przeznaczone na dodatkowe projekty inwestycyjne czy zwiększenie zakresu bieżących modernizacji. Tak się nie działo, bo realnie planowanych do wydania pieniędzy na drogi nigdy nie było. Po prostu dzięki temu, że firmy składały niższe od kosztorysów oferty, mniej trzeba było pożyczyć na budowę dróg" - cytuje Puls Biznesu.

Wynikałoby z tego, że w momencie ogłaszania przetargu faktycznie nie było zabezpieczonych pieniędzy na inwestycję. I o ile w przypadku kolei pieniądze, jakie zostały po przetargach faktycznie istnieją, to w przypadku dróg okazują się one być wirtualne ...